Menu

Lecimy dalej! O „Biegaj i Zwiedzaj”, pracy korespondenta wojennego i maratonie w Etiopii opowiada Przemek Walewski

21 lipca 2023 - Biegaj i Zwiedzaj, NEWSY
Lecimy dalej! O „Biegaj i Zwiedzaj”, pracy korespondenta wojennego i maratonie w Etiopii opowiada Przemek Walewski

„W okresie pandemii zacząłem porządkować swoje biegowe dossier. Okazało się, że od moich pierwszych zawodów ulicznych minęło już ponad 35 lat, wspomina Przemek Walewski w rozmowie z Witkiem Przybylskim dla AktywniewPoznaniu.pl . „Okazało się, że mój rekord życiowy na 10 km to 30:12. Zupełnie o tym zapomniałem …

Cześć Przemku!

Cześć! Dziękuję za zaproszenie!

Przeczytałem, że podczas swojej kariery przebiegłeś dotychczas ponad 135 000 km. Jak to się robi na taką skalę?

Tak, tyle się uzbierało przez ponad 35 lat biegania. Każdy z nas początki biegowe ma już we wczesnym dzieciństwie. Dziecko, zanim nauczy się chodzić, to biega – to nic innego, jak nauka utrzymywania równowagi. Równocześnie uczymy się kroczyć, siedzieć i leżeć. U niektórych ta wczesna aktywność ulega zanikowi i stają się „kanapowcami”. W moim przypadku, w to całe spektrum aktywności, które towarzyszyły mi od dzieciństwa, wpisywały się: rower na świeżym powietrzu, piłka nożna, judo, karate, kolarstwo. Jako podbudowa do tych wszystkich czynności zawsze pojawiało się bieganie. Okazało się, że dobrze sobie w tej dyscyplinie radzę na zawodach i tak już zostało.

Pierwszy „na serio” maraton Przemek pobiegł, jak skończył 30 lat łamiąc 2:30. Na zdjęciu z Arturem Sobuckim, kolegą z reprezentacji AZS-u.
Fot. archiwum

Biegasz praktycznie od zawsze. Jak to robisz, że przez cały czas utrzymujesz tak dobrą i wysoką formę?

W okresie pandemii, spędzając dużo więcej czasu w domu, niż zazwyczaj, zacząłem porządkować swoje biegowe dossier. Od moich pierwszych zawodów ulicznych minęło ponad 35 lat. Okazało się, że mój rekord życiowy na 10 km to 30 minut i 12 sekund. Zupełnie o tym zapomniałem, gdyż stając na linii startu najważniejsze jest dla mnie ściganie się.

Dewiza mojej Rodziny, przekazywana przez pokolenia,  brzmi: „Walczyć do końca!” Wynik, osiągnięty rezultat to czasem kwestia drugorzędna. Z tego konkretnego wyniku byłem niezadowolony, bo byłem dopiero chyba ósmy na mecie. Doceniłem to dopiero po latach. Moja żona Klaudia jest bardzo dobrą biegaczką, mistrzynią Polski w półmaratonie masters. Razem dzielimy nie tylko radość biegania, ale i czas. To bezcenne.

Z mistrzem olimpijskim i mistrzem świata Robertem Korzeniowski wspólnie przebiegli w 2008 r. maraton w Poznaniu. To był debiut Roberta jako maratończyka. Na zdjęciu ponowne spotkanie tym razem na trasie półmaratonu.
fot. archiwum

Od tego biegu wziąłeś udział w niezliczonej liczbie innych zawodów. Czy któryś z nich zapadł Ci w pamięć?

Każdy pamięta swoje pierwsze starty, które były kamieniami milowymi. W początkach mojego biegania, jeśli na starcie stawało stu zawodników, to był to już duży bieg. Najważniejsze zawsze było dla mnie to towarzystwo, które pretendowało do podium. Tu była walka, tu było ściganie się.

Rekordy życiowe: 1000 m (02’37”), 1500 m (03’58”), 3000 m (08’48″27), 10 km (30:12), 15 km (49:12), 20 km (1:04:50), 21,0975 km (1:09:45), 25 km (1:26:58), 42,195 km (2:29), 42,195 km relay (2:23:06)

Gdy miałem 20-25 lat maratony w ogóle nie były popularne. Stara szkoła mówiła, że ten dystans powinno się biegać dopiero po przekroczeniu 30. roku życia. Pierwszy poważny start miałem właśnie w tym wieku, w malowniczej Brugii. Było spartańsko – bez zaplecza, bez toi-toiów na trasie. Nie pamiętam czy były nawet punkty z wodą. Pobiegłem dla radości, którą dawało mi bieganie.

Walka z Rosjaninem na finiszu w Brugii oraz po jednej z pierwszych rywalizacji z Kenijczykami w Ekidenie, zawodach zorganizowanych przez Janusza Grzeszczuka nad poznańską Maltą. Akademicka sztafeta, w której startował Przemek uzyskała czas 2:23:06.
Na zdjęciu z Kenijczykiem Stephanem Kingora ze słynnej szkoły biegowej Mosesa Kiptaniu.
Fot. archiwum

Na ostatnich metrach ścigałem się z zawodnikiem z Rosji i złamałem 2 godziny 30 minut. Od tego momentu pojawiły się w moim biegowym życiu dłuższe dystanse. Pamiętam jeden z nich – Alpin Davos Marathon z przewyższeniami 2 x 1600 m. Niesamowite wyzwanie! Dzień przed zawodami aura sprawiła niespodziankę, witając nas potworną śnieżycą. Rankiem następnego dnia plus 30 stopni Celsjusza i piękna, słoneczna pogoda. Zamiast zmagać się z zimnem, biegliśmy w upale.

Bezcenne są dla mnie dwa złote medale zdobyte podczas Mistrzostw Europy w maratonie masters – indywidualnie i drużynowo. Wzruszenia, jakie się odczuwa, gdy grają tobie Mazurka Dąbrowskiego – nie da się opisać … To był bieg w ciężkich warunkach pogodowych. Ze względu na upały startowaliśmy wcześnie rano, ale i tak niemiłosiernie przygrzewało. Musiałem rozegrać taktycznie maraton. Ściganie na imprezach mistrzowskich kieruje się innymi regułami niż start w zwykłym maratonie. Udało mi się zgubić silną grupę Hiszpanów, a około 35. kilometra reprezentanta Niemiec. Jak wbiegałem na metę miałem łzy w oczach.

Najtrudniejszym maratonem pod względem warunków atmosferycznych były Mistrzostwa Świata w Maratonie w Porto Alegre w Brazylii. W wilgotności powietrza sięgającej 90 proc. i wysokiej temperaturze. Lubię biegać w upałach, ale to było prawdziwe wyzwanie dla mojego organizmu. Z powodu opóźnienia samolotu przyleciałem dwa dni przed startem. Cieszę się, że w silnej stawce maratończyków z całego świata wywalczyłem 5. miejsce.

Innym, który utkwił mi w pamięci, był pierwszy maraton górski w Etiopii. Co ciekawe, kraj, który jest kolebką i mekką dla wielu wspaniałych biegaczy, do tamtego momentu nie był miejscem docelowym dla królewskiego dystansu. Jak już go zorganizowano, to na wysokim poziomie. Dosłownie i w przenośni, gdyż zawody odbywały się na wysokości ponad 2 tys. m n.p.m. Biegaliśmy po stożkach wulkanicznych z kadrą etiopską. Szerzej opisuję te wspomnienia w książce, którą właśnie piszę.

Bieg w Etiopii – Przemek Walewski,
fot. archiwum

Czym jeszcze zaowocowała wizyta w Etiopii?

Na pewno niesamowitym kontaktem z topowymi biegaczami. Gebre Gebremariam, zwycięzca maratonu w Nowym Jorku, był naszym gospodarzem i przewodnikiem jednocześnie. W zawodach zdobyłem 10. miejsce open. Byłem drugim biegaczem spoza Afryki. To dodaje skrzydeł. Podczas pobytu na Czarnym Lądzie, uświadomiłem sobie też, że techniki, które pamiętam ze szkoły – skipy i inne ćwiczenia ogólnorozwojowe, które ćwiczyliśmy na zajęciach wychowania fizycznego są znane na całym świecie. Utwierdziłem się też w przekonaniu, że bardziej mi leży etiopska szkoła biegania niż kenijska. Już wcześniej miałem okazję spotkać się z Haile Gebrselassie, gdy ustanowił rekord świata w maratonie w Berlinie w 2008 r. (2:03:59)

Z „cesarzem” Haile Gebrselassie, który jest kultową postacią nie tylko w Etiopii.

Na czym polega różnica między szkołą kenijską a etiopską?

Trening etiopski w Addis Abebie, w którym brałem udział zaraz po przyjeździe, odbywał się na Placu Meskel w centrum miasta. To spotkania dla kilkuset osób: różne szkoły biegowe od 8 do kilkudziesięciu lat. Ćwiczenia polegają na treningach ogólnorozwojowych: godzinę, dwie w rytmie i melodycznym tempie, z nuceniem pieśni ludowych. Ćwiczenia powodują wylewanie hektolitrów potu, ale stanowią o sile biegaczy. U Etiopczyków ta dyscyplina to 40-60 procent ćwiczeń siłowych i ogólnorozwojowych. 

Kenijczycy natomiast preferują długie wybiegania i słynne fartleki. To zresztą nazwa szwedzka. (śmiech) Trening taki polega na długodystansowym biegu ciągłym przeplatanymi interwałami. W Polsce ta metoda treningowa jest znana jako tzw. zabawa biegowa. Ćwiczenia ogólnorozwojowe są tam na drugim planie. Znam obie szkoły biegowe, ponieważ miałem też okazję trenować z Paulem Tergatem, który był wówczas rekordzistą świata w maratonie (2:04:56).

Wracając do Etiopii. Warto zaznaczyć, że stolica Etiopii to już górskie odczucia, ponieważ leży na wysokości ok. 2400 m n.p.m. na Wyżynie Abisyńskiej, u podnóża wygasłego wulkanu.

Na trasie etiopskiego maratonu. Nikt nie nazywał go górskim. Po prostu maraton.
Fot. archiwum

Właśnie, to, co łączy obie szkoły, to tereny treningowe – na dużej wysokości. Uznano bowiem, że to ubogie w tlen powietrze w największym stopniu odpowiada za sukcesy afrykańskich długodystansowców.

Wykorzystałeś elementy treningowe ze szkoły etiopskiej podczas uziemienia w czasie uziemienia podczas pandemii w 2020 r. ?

Miesiące, czyli czas od połowy marca, cały kwiecień wraz z początkiem maja 2020 r., dla wielu biegaczy okazały się niemal zabójcze. To była sytuacja, która wcześniej nie przydarzyła się biegaczom na skalę światową. Byłem świadkiem, jak u wielu amatorów ginie z dnia na dzień motywacja do treningów, ponieważ nie było możliwości startów w zawodach. Stracili smak biegania i poczucie celu.

Medal ma dwie strony i ja postanowiłem spojrzeć właśnie na awers tej sytuacji. Pomyślałem sobie i wmówiłem sobie, że to „wspaniała” okazja, żeby wprowadzić roztrenowanie i poświęcić godzinę do dwóch dziennie na ćwiczenia ogólnorozwojowe. Tuż przed uziemieniem w kwietniu 2020 r. pobiegłem treningowo 6 km w trzecim zakresie w tempie 3:40. Byłem ciekawy, jak wyjdzie powtórzenie tego treningu po powrocie do biegania. Muszę tu wspomnieć, że przez te ponad półtora miesiąca przebiegłem maksymalnie łącznie… 20 km. Ćwiczyliśmy codziennie razem z żoną w domu i jeździłem hulajnogą, oczywiście nie elektryczną (śmiech) około półtorej godziny dziennie. Po powrocie na trasę biegową okazało się, że osiągnąłem średnie tempo podczas treningu w trzecim zakresie na poziomie 3:38. Wszystkim biegaczom polecam, żeby z każdych 60 minut treningu „urwać” 10 minut i poświęcić je na ćwiczenia ogólnorozwojowe. To na prawdę działa i przynosi rezultaty! Etiopczycy są najlepszym przykładem.

Mam nadzieję, że pandemia wkrótce zostanie opanowana i będziemy mogli wrócić do biegowej normalności. Ruch jest niezbędny nie tylko dla zdrowia fizycznego, ale i psychicznego. Brakuje mi też spotkań z biegową rodzinką (śmiech).

Świetna rada od praktyka! Przemku, od lat oprócz biegania, jesteś również dziennikarzem.

Tak, obie dyscypliny są wpisane w moje życie od lat (śmiech). W wielu środowiskach mam przydomek „Latający Reporter”. Na studiach dziennikarskich na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu byłem w akademickiej grupie treningowej Piotra Gruszczyńskiego– między innymi z Andrzejem Krzyścinem, Witkiem Szmańdą, który później w Los Angeles trenował m.in.Keanu Reeves’a . Wielu z moich kolegów wybrało karierę sportową, dla mnie ważniejsza od zawodowego biegania była praca jako reporter. Bałem się też, że takie „zawodowstwo” w bieganiu zabije jego radość. Po latach okazało się, że ja nadal biegam, a wielu moich rówieśników już odpuściło i zapuściło się.

Drużyna WSZYSTKOOBIEGANIU.PL
Fot archiwum

Nielimitowany czas pracy dawał mi możliwość połączenia pracy z pasją. Był też jednocześnie pewną pułapką. „Nielimitowany” w dziennikarstwie  oznacza czasami 23 godziny na dobę. Pracowałem, jako korespondent zagraniczny, wojenny.

Pasja biegowa otwierała mi wiele drzwi i dawała wiele możliwości. Będąc przedstawicielem Komisji Europejskiej w Jordanii, byliśmy z innymi dziennikarzami zaproszeni na konferencję prasową do ministerstwa. Na czele resortu stała pani minister, która podczas prezentacji wspomniała, że studiowała w USA. Od razu w głowie pojawiła mi się myśl: Uniwersytet plus Stany równa się bieganie. W czasie przerwy podszedłem do niej, przedstawiłem się i spytałem ile kilometrów dziennie biega? Strzeliłem, jak się okazało celnie.

Stolica Jordanii Amman.
Fot www.kimkim.

Z tą sytuacją wiąże się też pewna anegdota. Po skończonej konferencji udaliśmy się z innymi dziennikarzami do busików. Kierowca, z którym przyjechałem, nie chciał mnie wpuścić i stwierdził, że nie ma mnie na liście. Zaproponował podejście do samochodów, które stoją kawałek dalej i szukanie tam okazji. Popatrzyłem na kilka limuzyn i bez wiary w sukces podszedłem. Okazało się, że przed jedną z nich stał kierowca w liberii z tabliczką „Mr. Walewski”. To był samochód pani minister. To pokazuje, że bieganie to doskonały immunitet, paszport dyplomatyczny, który może się przydać w różnych sytuacjach.

Czy udało Wam się wspólnie pobiegać?

Nie, nie udało się, ale zawsze miałem informacje z pierwszej ręki. Inni dziennikarze zawsze chętnie się do mnie zwracali, bo wiedzieli, że jestem dobrze poinformowany. W wielu miejscach, podczas moich reporterskich wyjazdów okazywało się, że pasja biegowa musi zejść jednak na dalszy plan. Pamiętam jeden wyjazd do Rumunii podczas wojny domowej, dokąd pojechałem jeszcze jako student. Każdy szybszy chód, nie wspominając o bieganiu, prowokował snajperów. To było niebezpieczne. Wówczas moją „taksówką” był transporter opancerzony, a drzwiami do niego właz w podwoziu.

Rumunia.
Fot. P.Walewski

Przemku, jesteś założycielem portalu Wszystkoobieganiu.pl – opowiedz o tej inicjatywie.

Spoglądając ostatnio w metrykę portalu, uświadomiłem sobie, że ma on już 20 lat. Na przełomie 2000/2001, gdy inicjatywa powstawała, wszyscy dziwili się, dlaczego zdecydowałem się na tak długą nazwę: wszystkoobieganiu.pl – wówczas była moda na jak najkrótsze nazwy stron. Dla mnie to była odpowiedź na moją pasję. Chciałem podzielić się swoją wiedzą i doświadczeniem oraz czerpać z doświadczenia innych. Dać coś, czego na polskim rynku wówczas nie było. Wychodząc z taką myślą na przeciw oczekiwaniom, stworzyłem także Treningowy Dzienniczek Biegacza.

Coś, co było popularne za granicą, ale w Polsce zupełnie nie istniało. Zresztą wersje zagraniczne były niepełne i niefunkcjonalne: brakowało w nich informacji o pogodzie, tempie, samopoczuciu. Jako najbardziej optymalny rozmiar wybrałem format… zeszytu nutowego i wydrukowałem pierwszą partię. Dzienniczki biegowe ukazują się do dziś.

Inną ciekawą inicjatywą Twojego autorstwa jest „Biegaj i zwiedzaj”.

To jest kwintesencja połączenia moich pasji. Bieganie i zwiedzanie, które dla mnie oznaczają jedno: dziennikarstwo. Mając 30 lat, byłem redaktorem naczelnym magazynu motoryzacyjnego. Brakowało mi miejsca, w którym mógłbym publikować swoje reportaże z wyjazdów zagranicznych. Tak powstało czasopismo „Podróże przez kontynenty”. To protoplasta obecnego „Biegaj i Zwiedzaj” (śmiech).

Czasopismo ukazywało się przez jakiś czas, publikowałem reportaże Tony’ego Halika, Jacka Pałkiewicza, a Ryszard Kapuściński był czytelnikiem czasopisma i w jednym z listów napisał mi, że to magazyn na dobrym poziomie pod względem warsztatowym. To była dla mnie jakby druga praca magisterska oceniona przez mistrza reportażu.

To nie żart! To śnieg na … Maderze. Klaudia i Przemek podczas biegowej wyprawy.

Po latach postanowiłem wrócić do tej formuły już pod postacią internetowej strony biegajizwiedzaj.pl. Coś, co kiedyś istniało w wersji papierowej, zaczęło na nowo funkcjonować w internecie i jako program telewizyjny. Ta formuła sprawdziła się doskonale i jest bardzo dobrze odbierana w środowisku biegowym. Jako przykład podam tu niedawną wizytę na Maderze. Wspólnie z żoną, Klaudią, wybraliśmy się na zwiedzanie, przy okazji pokonując część trasy ultramaratonu MIUT. Okazało się też, że byliśmy jedynymi dziennikarzami od wielu lat, którzy te tereny pokonywali biegając. Dzięki naszej pasji poznajemy prawdziwe oblicza miejsc, które odwiedzamy. Dla wielu z nas zawody – czy to biegowe, kolarskie, czy triathlonowe – są okazją do zwiedzania, do eksplorowania pięknych zakątków świata.

Klaudia i Przemek Walewscy na mecie maratonu w Spreewald w 2018 r. Klaudia zajęła drugie miejsce generalnie wśród kobiet, a Przemek był trzeci wśród mężczyzn.
fot. archiwum

Jakie masz następne cele?

Wszyscy żyjemy w cieniu strachu przed koronawirusem. Sam bardzo boleśnie przeżyłem zakaz wstępu do lasu. Zgadzam się tu z Justyną  Kowalczyk, która określiła to na swój sposób – dosadnie. Potraktowano wówczas sport, jako fanaberię, a nie sposób zabiegania o zdrowie. Mam nadzieję, że to się nigdy nie powtórzy. Po zniesieniu obostrzeń dalej biegamy i zwiedzamy. Podążamy szlakiem polskich latarń i walczymy o srebrną odznakę „Zdobywców Polskich Latarń”. Polskie wybrzeże jest piękne i zachęcam wszystkich biegających i jeżdżących na rowerach do wybierania tras właśnie nad morzem.

Nad Bałykiem. Kierunek wschód!
Fot. archiwum

Oczywiście, mamy w planach wyjazdy zagraniczne. Koniecznie chcemy wrócić na marokańską pustynię, po której biegaliśmy w 2019 r. w poszukiwaniu śladów „Małego Księcia”. Mało kto wie, że Antoine de Saint-Exupéry – autor słynnej powieści – „poznał” przybysza z asteroidy B-612 właśnie na Saharze. „Mały Książę” zainspirowany był wypadkiem lotniczym na Saharze, z którego autor cudem uszedł z życiem. 30 grudnia 1935 roku Saint-Exupéry, zawodowy pilot, wraz z nawigatorem André Prévotem rozbili się samolotem na Pustyni Libijskiej podczas próby pobicia rekordu prędkości na trasie Paryż – Sajgon. Z każdej naszej wyprawy przywozimy oryginale, lokalne wydanie „Małego Księcia”. Mamy już kilkanaście różnojęzycznych edycji.

Wspomniałeś o ograniczeniach wynikających z pandemii. Jesteś organizatorem wielu biegów, m.in: Biegu Czekoladowego, Biegu po schodach Collegium Altum, Biegu Ognia i Wody, Cyklu Biegów Agrobex 5/5 i Duathlonu na Torze Poznań. Jak rzeczywistość pandemiczna wpływa na organizowanie zawodów?

To było jak zaciągnięcie ręcznego hamulca. Bardzo gwałtowne i mocne. Wszystkie biegi zostały odwołane. Dotyczyło to też wszystkich naszych inicjatyw. Nie rezygnujemy z nich i chcemy, żeby doszły do skutku. Opracowujemy nowe formuły startów. Najlepszym przykładem jest Bieg Czekoladowy. Nie tylko organizatorom, ale przede wszystkim biegaczom należy się możliwość uczestniczenia w zawodach sportowych na miarę możliwości. Ludzie są wygłodniali rywalizacji, nawet jeśli jest to rywalizacja wirtualna, choć można czuć niedosyt z korespondencyjnych pojedynków.

Na Torze Poznań rozgrywana jest #wyścigowapiątka (Bieg Tor Poznań Formuła 1) i #wyścigowadycha (Bieg Ognia i Wody) oraz Trigar Duathlon Tor Poznań.
Fot. Maciej Kopiński

Gdzie i kiedy można Cię spotkać na ścieżkach biegowych?

Od lat moim terenem jest poznańska Malta. Tu się wychowałem i od dzieciństwa biegam. Znam każdą ścieżkę. Z tych moich ponad 135 000 km na pewno ponad 100 000 km to są tereny wokół poznańskiego jeziora Malta. Biegamy też w Zalasewie oraz w przepięknych plenerach gminy Pobiedziska. Zachęcam wszystkich, którzy jeszcze nie wiedzą, gdzie biegać – umówcie się z kimś znajomym, pojedźcie grupą do lasu, do Wielkopolskiego Parku Narodowego, do Puszczy Zielonka. To na pewno przyniesie o wiele więcej korzyści, niż „klepanie” asfaltu. Zarówno nogi, jak i psychika biegacza potrzebują urozmaicenia – warto więc wpleść takie leśne wybiegania do naszych treningów.

Super League Triathlon. Zwycięska sztafeta z Danielem Osikiem i Arturem Kozalem. Fot. Klaudia Walewska

Jako praktyk z niesamowitym doświadczeniem, jakie rady miałbyś dla kogoś, kto chce zacząć swoją przygodę z bieganiem?

Dwadzieścia czy nawet dziesięć lat temu odpowiedziałbym – idź pobiegać! Teraz mamy większą świadomość tego, czym jest bieganie i jak się do tego przygotować. Dziś wielu biegaczy rzuca się na wyzwania, do których nie są przygotowani. Pojawił się trend, moda, na „ultra”. Rozmawiałem kiedyś ze Scottem Jurkiem – którego – myślę – nie trzeba przedstawiać, o przygotowaniach i diecie. Obaj jesteśmy wege. Doszliśmy do wniosku, że jeśli ktoś pobiegnie i „zaliczy” dłuższy odcinek, często w tempie szybszego spaceru, nazywa siebie ultrasem, a to nie do końca tak.

Trzeba mierzyć siły na zamiary. Rzucanie się na maraton w pierwszym roku biegania też nie jest najlepszym pomysłem. To nieprawda, że „ból to ściema”. Musimy się przełamywać, ale bez masochizmu. To nieprawda, że „biega głowa”. Kibicując z żoną na 35. km poznańskiego maratonu widziałem, że głowa nie wystarczy. Przygotowanie fizyczne ma tu kluczową rolę, a w tej materii wielu biegaczy nie wykracza poza swoją „strefę komfortu”.

W 2020 r. na ponad 25 -kilometrowej trasie podczas zawodów w Jurze Krakowsko – Częstochowskiej.

Przemku, podsumowując: warto biegać, warto zwiedzać, warto łączyć te dwie pasje. Do tego warto racjonalnie myśleć i jeść i wszystko będzie dobrze?

Przede wszystkim, warto się harmonijnie rozwijać i czuć radość z tego, co się robi. Bieganie to styl życia. Cieszmy się z tego jak najdłużej.

Dziękuję Ci bardzo za poświęcony czas.

Dziękuję i do zobaczenia na biegowych trasach. Jak zawsze powtarzam: „Lecimy dalej!”.

Rozmawiał Witek Przybylski

Wywiad został opublikowany na aktywniewpoznaniu.pl

Publikowana wersja została uaktualniona i urozmaicona o nowe zdjęcia archiwalne.


Przemek Walewski – maratończyk, dziennikarz prasowy i telewizyjny, organizator zawodów sportowych, wykładowca akademicki. Wysłannik specjalny, korespondent zagraniczny i wojenny. Założyciel Portalu WSZYSTKOOBIEGANIU.PL i pomysłodawca „Biegaj i Zwiedzaj”. Autor programów telewizyjnych „Trening dla każdego” i „Biegaj i Zwiedzaj”, serii felietonów i artykułów m.in. na łamach „Głosu Wielkopolskiego” i „Runner’s World”. Prezes Akademii Młodych Olimpijczyków, komendant, kapitan Wielkopolskiej Gwardii Honorowej.

Medalista Uniwersyteckich Mistrzostw Polski na 1500 m i 3000 m oraz w biegach przełajowych. Podwójny mistrz Europy w maratonie (EVACS, 2006). W 2013 r. zajął 5. miejsce w Mistrzostwach Świata Masters w maratonie w Brazylii.

W 2011 r. zwyciężył w maratonie na Sycylii. W 2014 r. wywalczył srebrny medal w górskim maratonie w Etiopii w kategorii biegaczy poza Afryki (generalnie 10. miejsce).

W 2018 r. zajął trzecie miejsce generalnie w Spreewald Marathon. W 2017 r. i w 2018 r. zwycięzca Grand Prix Wielkopolski w Półmaratonach w Age Group. Wielokrotny mistrz, wicemistrz i brązowy medalista Polski w półmaratonie w kategorii masters oraz wielokrotny mistrz Polski dziennikarzy na 10 km i w biegach górskich.

W 2018 r. zwyciężył w Biegu Czerwca 56 na 10 km. W tym samym roku w Teamie WSZYSTKOOBIEGANIU.PL zdobył pierwsze miejsce w Super League Triathlon Poznań w zawodach sztafet (razem z Danielem Osikiem i Arturem Adamczakiem). W 2019 r. i 2021 r. (w 2020 r. zawody nie odbyły się) Team obronił mistrzowski tytuł w Super League Triathlon Poznań (razem z Danielem Osikiem i Arturem Kozalem).

Lecimy dalej!
Fot. Maciej Kopiński