Menu

11 listopada. Sport jednoczył Polaków!

11 listopada 2020 - NEWSY
11 listopada. Sport jednoczył Polaków!

Sport pomagał Polakom wybijać się na niepodległość. Zmagania sportowe, coraz bardziej popularne w przededniu odzyskania niepodległości, dostarczały wzruszeń, były powodem do dumy i pozwalały wyrażać uczucia narodowe. Sport wychowywał i uczył, ale… niósł też pewne niebezpieczeństwo. Gdy powstała II Rzeczpospolita, plusy i minusy stały się dobrze widoczne. A wszystko z powodu szalonej popularności, jaką sport cieszył się począwszy od lat dwudziestych XX wieku.

Gdy nastał XX wiek, coraz liczniejsza grupa Polaków zarażonych bakcylem sportu zaczęła dostrzegać fakt, że wspólna gra, uprawianie ćwiczeń, wycieczki rowerowe czy wioślarskie spełniają wychowawczą rolę. Kultura fizyczna potrafiła jednoczyć, a to dla Polaków żyjących pod zaborami było ważnym czynnikiem.

Do ćwiczeń i aktywności fizycznej od początków swojej działalności wzywało Sokolstwo Polskie, o czym była mowa w pierwszym artykule poświęconym pionierskim czasom sportu. Nie dziwi zatem fakt, że Zlot Grunwaldzki w Krakowie w 1910 r., połączony z odsłonięciem pomnika grunwaldzkiego ufundowanego przez Ignacego Jana Paderewskiego w 500. rocznicę bitwy pod Grunwaldem, stał pod znakiem sportu. Całością zlotu kierował Zygmunt Wyrobek, członek Sokoła, pedagog, uczeń słynnego Henryka Jordana.

Centralnym miejscem uroczystości były krakowskie Błonia i specjalnie na tę okazję wybudowano tam trybuny oraz boisko do ćwiczeń. Tysiące ludzi obserwujących zlot, a szacuje się, że było to ponad 150 tysięcy widzów, oglądało różnego rodzaju zawody sportowe, a gwoździem programu był pokaz gimnastyczny w wykonaniu blisko 4 tysięcy Sokołów.

Cały program przesiąknięty był akcentami patriotycznymi tak, że nikt nie miał cienia wątpliwości co do intencji organizatorów zjazdu. Stawało się jasne, że uczestnictwo sportowców w zlocie także przypadkowe nie było. Tworzyło się nowe, wysportowane pokolenie Polaków, zdeterminowanych i przygotowywanych fizycznie i ideologicznie do walki o wolność kraju. Na krakowskim zlocie w 1910 roku serdecznie powitano aż 600-osobową delegację Sokołów z Królestwa Polskiego. Druhowie, przede wszystkim z Warszawy, wzięli udział w ćwiczeniach.

Ciekawa to była sprawa, bo w Krakowie warszawiacy przywitani zostali jako gniazda Sokoła z Warszawy, gdy tymczasem w Królestwie Polskim Sokół oficjalnie działać nie mógł. Rosyjskie Urzędy Gubernialne były podejrzliwe wobec polskich organizacji, ale w dobie rewolucji w 1905-1907 r. pod wpływem wydarzeń zgodziły się na różne ustępstwa, między innymi na działalność Towarzystwa Gimnastycznego Sokół w Warszawie.

Jednakże polski entuzjazm i popularność Sokoła, w którego szeregi w ciągu zaledwie kilku miesięcy wstąpiło ponad dwa tysiące członków, przeraziły rosyjskich urzędników. W 1906 r. działalność Sokoła w Warszawie zawieszono. Pierwszy krok został jednak wykonany. Struktura powstała i Sokoły nadal działały, tyle że pod innymi szyldami.

I tak carski urzędnik nie miał pojęcia, że pod takimi nazwami jak: Towarzystwo Rozwoju Sportu, Zakład Gimnastyki czy Warszawskie Towarzystwo Łyżwiarskie kryją się warszawskie Sokoły. To właśnie w ten sposób działające „w ukryciu” Sokoły z Królestwa Polskiego pokazały się w Krakowie na pamiętnym zlocie Sokolstwa 1910 r.widok placu z ludźmi ćwiczącymi w jednym tempie.

W Królestwie nie były to jednak jedyne kluby czy towarzystwa działające nieformalnie. W 1909 r. i w 1911 r. pod egidą Warszawskiego Koła Sportowego powstały dwa znane później kluby: Korona i Polonia. Oba preferowały futbol i początkowo na tym sporcie się koncentrowały. Zauważyć należy ich niepokorne nazwy. Co oznaczało dla rosyjskiego zaborcy słowo: „Polonia”, tłumaczyć nie trzeba. Korona także nie nawiązywała swą nazwą do nakrycia głowy panującego, a upamiętniała Rzeczpospolitą Obojga Narodów (Litwa i Korona!).

W istocie rzeczy nazwa „Korona” symbolizowała to samo co „Polonia”. „Uzbrojone” w takie nazwy kluby nie miały szansy na legalizację, a mimo to działały prężnie. Dopiero gdy wybuchła I wojna światowa, a carski zaborca zmiękł, Polonia wniosła podanie do Urzędu Gubernialnego o legalizację. Nie doczekała się jej jednak, bowiem od 5 sierpnia 1915 r. Rosjan nie było już w Warszawie, a wkroczyli Niemcy.

Przed wybuchem I wojny światowej, w „priwiślańskim kraju” działał także, i oficjalnie w odróżnieniu od dwóch wymienionych klubów, Łódzki Klub Sportowy. Jednakże legalizację ŁKS udało się załatwić z pomocą życzliwego polskiego urzędnika w Urzędzie Gubernialnym i, jak domniemywano, niemałej łapówki. Legalnie działający klub z Łodzi też miał swoje problemy. Oto w 1909 r. cały zespół piłkarski aresztowano na 14 godzin, bo nierozgarnięty żandarm carski, widząc źle zasznurowaną piłkę z wystającym wentylem, podejrzewał, że to bomba z lontem.

W Królestwie oficjalnie działały: Warszawskie Towarzystwo Cyklistów (WTC), Warszawskie Towarzystwo Wioślarskie (WTW) i Warszawskie Towarzystwo Łyżwiarskie (WTŁ). Szacowne towarzystwa powstały jeszcze w XIX w. Zapewne Rosjanie nie wiedzieli, że w towarzystwach tych uprawiano nie tylko kolarstwo, wioślarstwo czy łyżwiarstwo, ale też… patriotyczną propagandę. Subtelną, delikatną, daleką od rewolucyjnych haseł, ale za to konsekwentną. I tak cykliści jeździli do Wilanowa, by przy okazji pokłonić się pamięci króla Sobieskiego. Jeździli na Bielany, by odpocząć w piknikowej atmosferze, ale wcześniej złożyć wiązanki biało-czerwonych kwiatów na grobie ks. Staszica.

Wioślarze zaś płynęli do Czerwińska, nie tylko po to, by zafundować sobie turystyczną wycieczkę, ale także by wspominać… bitwę pod Grunwaldem, bo właśnie pod Czerwińskiem król Jagiełło w 1410 r. przeprawiał się przez Wisłę.Gdy wybuchała I wojna światowa, sportowe organizacje były gotowe, by wspomóc ojczyznę w dążeniu do niepodległości.

Wykorzystując swoją organizację, sportowcy rozpoczęli w anormalnych warunkach wojennych działalność prowadzącą do wolności. I tak dopiero co powstałe w 1912 r. Warszawskie Koło Wioślarek założyło kilka towarzystw filantropijnych, w których podtrzymywano ducha narodowego: Ognisko dla Inteligencji im. Wioślarek, kursy dla analfabetek, Ognisko dla biednych dzieci z Powiśla.

Wioślarki kwestowały na rzecz polskich ofiar wojny i były aktywne na polu pracy społecznej. Niestety nie były w stanie ćwiczyć swych umiejętności sportowych, bo carski okupant zarekwirował większość łodzi. Podobnie zresztą jak w WTC skonfiskowano większość rowerów, a w WTW większość taboru pływającego.

W sierpniu 1915 r., gdy w Warszawie nastąpiła zmiana panującego i w miejsce Rosjan weszli Niemcy, by uniknąć anarchii, warszawiacy szybko powołali Straż Obywatelską, w większości złożoną z członków Sokoła, wspomaganych przez sportowców z WTW, WTC i WTŁ. Kierownictwo Straży objął Stanisław Popowski, jeden z naczelników warszawskiego Sokoła. Siedziba tej centrali mieściła się w lokalu WTŁ. Dzięki działalności Straży, w Warszawie udało się uniknąć grabieży i gwałtów.

Jednocześnie kluby i towarzystwa sportowe rozpoczęły gwałtowną akcję agitacyjną, kolportowały odezwy i ulotki nawołujące do większej swobody narodowej. W 1916 r., w pamiętnej manifestacji z okazji 125 rocznicy Konstytucji 3 maja, sportowców nie sposób było przeoczyć. Szli w kolumnach pod sztandarami własnych organizacji.

Gdy w 1917 r. świat obiegło orędzie prezydenta Stanów Zjednoczonych, mówiące także o konieczności istnienia niepodległej Polski, Sokoły zorganizowały manifestacyjny przemarsz przez miasto, od siedziby WTC na Dynasach, Nowym Światem do Al. Jerozolimskich, gdzie była siedziba konsulatu amerykańskiego. Tam, w podzięce za politykę amerykańską, zostawiono w konsulacie adres dziękczynny dla T.W. Wilsona.

W 1917 r. do Warszawy trafiły drużyny piłkarskie legionów polskich. Ich mecze z Polonią i Koroną wywoływały szalone emocje, i to nie tylko sportowe. Reprezentacyjna drużyna legionów – Legia, złożona z najlepszych piłkarzy: Cracovii, Wisły oraz z lwowskich Czarnych i Pogoni, to była faktyczna reprezentacja Polski. Lepszych klubów polskich niż wymienione galicyjskie nie było. Legię witano jak gości-rodaków z innego zaboru. To, że Polak z Polakiem mógł pograć w piłkę, wywoływało falę entuzjazmu. Meczowi przypatrywało się 5 tysięcy widzów i wolno domniemywać, że spora część z nich nigdy wcześniej piłkarskiego widowiska nie widziała. Jednak w tym przypadku motywacją do przyjścia na stadion był aspekt patriotyczny. Wykorzystując takie zainteresowanie grą, w warszawskim świecie sportowym zastosowano pewne nowinki. Oto na meczu majowym w 1917 r. „Akademicy”-5 pp Legionów ukazały się programy meczowe, wraz ze składami drużyn.

Była też wielka tablica, gdzie widniał aktualny wynik. Z kolei w meczu Polonia-Legia (nie uważajmy tego za mecz derbowy, bo galicyjska drużyna legionowa nie miała nic wspólnego z warszawską Legią!) po raz pierwszy działał totalizator sportowy. Za opłatą można było wytypować wynik meczu, a kto zgadł, miał wygrać wielokrotność zainwestowanych w kupon pieniędzy. Co ciekawe, nie wygrał nikt, pomimo że mecz zakończył się zupełnie przewidywalnym wynikiem 1:1.

Rok 1918 okazał się ostatnim w dziejach rozbiorowych Polski. Piłkarze warszawscy pamiętali, jakie patriotyczne wzruszenie na kibicach wywarły wizyty drużyn z Galicji w 1917 roku, dlatego też sami zaproponowali w połowie 1918 r. wizytę we Lwowie Korony i Polonii. Obie wizyty wypadły znakomicie i to głównie w aspekcie patriotycznym. Drużyny warszawskie witane były jak kochani rodacy zza kordonu. Były kwiaty, Mazurek Dąbrowskiego i łzy wzruszenia. Gościnność działaczy wobec piłkarzy Polonii była przez przyjezdnych długo wspominana.

To, co było w sporcie polskim najważniejsze w 1918 r., to z pewnością uroczysty Zjazd Polskich Zrzeszeń Sportowych i Gimnastycznych w Warszawie we wrześniu. Odbyły się wówczas regaty na Wiśle, mecz piłkarski, pokazy gimnastyczne i zawody lekkoatletyczne. Najważniejsze okazały się jednak obrady i przemówienia kilkunastu oficjeli. Zjazd spowodował większą koordynację w zarządzaniu sportem na sporej połaci wolno odradzającej się ojczyzny. Dlatego po latach działacze sportowi dumnie pisali: „Sport polski wyprzedził niepodległość o dwa miesiące”.
pomnik Apolla Belwederskiego ze wschodzącym słońcem za nim i z literami Z.P.Z.S.G. na górze i pełnym podpisem na dole

Lwowski poeta, a zarazem miłośnik futbolu i kibic tamtejszej Pogoni, Henryk Zbierzchowski napisał w połowie 1918 r. wiersz, pozornie traktujący o futbolu, którego fragment warto przytoczyć:

Kształćmy się bracia w kopaniu
Nikt nie wie, co nam wypadnie
Byśmy, gdy przyjdzie sposobność
Mogli to zrobić dokładnie
I tych, co na kark nam wsiedli
Za bramkę nogą wywiedli

Marzenia poety ziściły się szybko. Zaborców „wykopano za bramkę” 11 listopada tego samego roku.


Coraz bardziej popularny sport nie tylko wychowywał, uczył, bawił i pozytywnie wpływał na zdrowie. Niósł ze sobą także pewne niebezpieczeństwa i pokusy. O tym właśnie napisał w wierszowanej formie w 1911 r. Tadeusz Boy-Żeleński w „Kupletach futbolisty”. Przyjrzyjmy się pierwszej zwrotce:

Przyjechali do Krakowa piłkarze,
By nogami strzelać sobie we twarze:
„Keczkemet” z Debreczyna,
„Atletikai” drużyna
Z „Cracovią” zaczyna.

Czasami na boisku sportowcy zapominali, że to tylko zawody sportowe, i walka zamieniała się w ostrą grę, nie honorując zasady fair play. Coraz częściej zawodnicy schodzili z boiska poobijani i posiniaczeni.
grupa mężczyzn siedzących na drewnianych stopniach

Zła ambicja brała górę nad rozsądkiem. Ta zła emocja i ambicja nakazywała działaczom przed ważnym meczem wzmocnić swój skład poprzez „wypożyczanie” zawodnika z innych klubów. W 1916 r. dostało się działaczom AZS z Uniwersytetu Warszawskiego za to, że w składzie reprezentacji uczelni grali sami piłkarze Polonii. W 1917 r. podobnie ganiono Koronę za wystawianie w składzie zawodników „wypożyczonych” z Łodzi albo przebywających w Warszawie piłkarzy ze Lwowa czy z Krakowa. Organ warszawskiej Polonii „Echo” wróżył: „Lecz przyjdzie taki czas, gdy będziemy mieli Polski Związek Piłki Nożnej jako instytucję nadzorczą, a ten będzie umiał przywołać do porządku i skarcić rozbrykane niesforne klubiki”. Wróżba spełniła się i PZPN powstał w 1919 r.

Warto dodać, że w Galicji działał protoplasta PZPN, czyli Związek Polski Piłki Nożnej, jako filia austriackiego związku. Instytucja ta niekiedy potrafiła na terenie Galicji wyłowić różnego rodzaju fałsze. W 1916 r. mecz Pogoń-Czarni Lwów zakończono walkowerem, właśnie dlatego, że w Czarnych grał gracz nieprawomocnie „wypożyczony”.

Złe emocje udzielały się też niektórym obserwatorom widowiska sportowego, a taka grupa widzów wyraźnie sympatyzujących z jedną drużyną z każdym rokiem stawała się coraz bardziej widoczna. W II RP zaczęto ich nazywać z niemiecka „kibice”. Przed I wojną światową już dochodziło do animozji między sympatykami największych klubów Lwowa czy Krakowa. O niesfornym zachowaniu fanów traktuje druga zwrotka „Kupletów futbolisty”:

Wielkie tłumy cisną się na boisku,
Wziął przy kasie jeden z drugim po pysku:
„Keczkemet” z Debreczyna,
„Atletikai” drużyna,
Ten i ów przeklina.

Sport, a zwłaszcza rozgrywki piłkarskie, stawały się w Polsce coraz bardziej popularne. Kibice coraz częściej utożsamiali się ze swoją drużyną, a mieszkańcy z reprezentacją swojego miasta. Reprezentacja Polski rozegrała swój pierwszy mecz dopiero w 1921 r. z Węgrami. Wcześniej takim substytutem spotkania międzynarodowego mogły być mecze drużyn austriackich, czeskich albo nawet żydowskich z polskimi. Łatwo było wtedy zauważyć, że polski Lwów kibicował Pogoni albo Czarnym, że ukraiński Lwów stał murem za ST Ukraina, a żydowski Lwów dopingował swoją Hasmoneę. I w ten sposób sport stawał się emanacją uczuć narodowych, a te z kolei często bywały zakładnikiem skomplikowanej polityki międzynarodowej. I to chyba miał na myśli Tadeusz Boy-Żeleński, pisząc kolejną zwrotkę „Kupletów futbolisty”:

Dziś Sobieski, miast na Turkach tępić miecz,
Pojechałby do Stambułu kopać mecz:
„Keczkemet” z Debreczyna,
„Atletikai” drużyna,
Rewanż się zaczyna…

Autor: dr Robert Gawkowski

źródło:https://niepodlegla.gov.pl