Menu

Nasz Patronat. Misja: UMTB. Nasz człowiek: Paweł Milczarek (odcinek I)

12 września 2018 - Biegaj i Zwiedzaj
Nasz Patronat. Misja: UMTB. Nasz człowiek: Paweł Milczarek (odcinek I)

By zacząć cokolwiek pisać na temat startu w UTMB Ultra Trail du Mont Blanc muszę wspomnieć o tym, że ze względu na to, iż nie udało mi się przebiec tegorocznego Rzeźnika oraz KBL-a (poległem na prawie 100 km). Pod koniec lipca zacząłem wątpić w to, że przebiegnę UTMB.

Praktycznie do samego biegu miałem mieszane uczucia, wręcz nie chciałem nawet wystartować. Ciągle w głowie miałem myśl, że przecież tyle treningów w Tatrach, tyle przygotowań, a to jednak za mało. Dodatkowo przerażała mnie wizja wielkiego fiaska, bo przecież gdyby nie sponsorzy, to nie pojechałbym na UTMB, więc „pękłaby medialna otoczka”, która wynikała z umów ze sponsorami, a wobec której zmierzała moja porażka. Problem na KBL-u i Rzeźniku wynikał z mojego przekonania co do odżywiania – mianowicie nie stosuję chemii dla biegaczy, zarówno przed jak i w trakcie biegu (żele, pasza sproszkowana, etc.). W obu tych przypadkach żołądek odmówił mi posłuszeństwa, w konsekwencji czego przestałem przyjmować pokarmy oraz napoje. W konsekwencji odcięło mi prąd… i…po biegu.

Przyznam, że na UTMB jechałem z wizją porażki z tyłu głowy. Cieszę się natomiast z tego, że dzięki Dowódcy JRG, w której pełnię służbę – mł. bryg. Waldemarowi Barańskiemu, dalej za pośrednictwem bryg. Tomasza Wiśniewskiego (z-ce Komendanta SA PSP w Poznaniu) poznałem Przemka Walewskiego. W pamięci długo zostanie mi spotkanie kilka dni przed wyjazdem na UTMB z Przemkiem, kiedy udzielił mi kilka bardzo cennych wskazówek dotyczących żywienia przed oraz w trakcie biegu. Dotychczasowy ryż z kurczakiem w dniu biegu został zredukowany do samego ryżu, a przed samym biegiem wpadła bułka z dżemem. Zakodowałem sobie na bieg również słowa Przemka, w których powtarzał, abym nieustannie dostarczał glukozę do mózgu podczas biegu (mięśnie spalają glukozę, którą żywi się mózg). To był zatem priorytet, którego chciałem trzymać się podczas biegu. Muszę również wspomnieć o izotonikach, bez których połowę płynów zapewne odrzuciłbym. Jeden z takich izotoników dostałem od Przemka. Ogromną rolę w motywacji odegrała Kinga, która przez gąszcz moich narzekań na moje nieprzygotowanie, et cetera, ciągle we mnie wierzyła i wspierała. Być może nie dawałem Jej tego odczuć ale doceniam to, pomimo, że wówczas twierdziłem, że zrobiłem za mało by przygotować się do UTMB. Na dwa dni przed biegiem emocje troszkę ze mnie zeszły.

Czasami trudno było mi wyobrazić, że biorę udział w tym fantastycznym biegu, który zazwyczaj jest zwieńczeniem kariery ultramaratończyka albo chociaż wisienką na torcie, do której ktoś może przygotowywał się całe życie. Niekiedy odnosiłem wrażenie, że nie miałem respektu do tego biegu zapisując się tak szybko, u progu kariery ulltramaratończyka.Przygodę z ultra rozpocząłem w czerwcu 2017 roku. Od tego czasu przebiegłem siedem ultra, z czego dwa w tym roku nie ukończyłem. Na pierwszym ultra usłyszałem o UTMB – zrobiłem wówczas maślane oczy pragnąc przebiec ten bieg. Owocna praca sprawiła, że udało mi się uzbierać wymagane 15 pkt ITRA International Trail Running Association.

Niemniej jednak do dziś uważam, że było trochę szalonym zapisać się na kultowy bieg  po przebiegniętych trzech ultra, które w dodatku w żadnym stopniu nie odwzorowują poziomu UTMB. Aczkolwiek cel uświęca środki. Wychodzę również z założenia, że jeśli człowiek wyznacza sobie jakiś cel to zrobi wszystko by go zrealizować, a posiadając tylko jakieś marzenia, niekoniecznie doczeka się ich spełnienia. Zapisy odbywały się w grudniu – ku mej uciesze wylosowano mnie. Natomiast pojawił się problem – spore koszty związane ze startem. Kinga namówiła mnie bym poszukał sponsorów – znalazłem. Wyjazdy w Tatry na treningi – w ciągu całego życia nie byłem tyle razy w ukochanych Tatrach, jak w przeciągu okresu od stycznia do lipca (1-2 razy na miesiąc) – bardzo miło będę wspominał ten etap.

Przed UTMB udało mi się pobiegać raz w górach Dynarskich, raz w Dolomitach i raz w Alpach Rodanu. Wydawać by się mogło, że to sporo, ale mnie to nie satysfakcjonowało, zwłaszcza, że ze względów ekonomicznych treningi te odbywałem na kilka dni przed UTMB, kiedy to wskazany byłby odpoczynek albo „delikatniejsze bieganie”. Oczywiście, ci bardziej zamożni, jak się okazało, jeździli na specjalne obozy w Alpach, które przygotowywały ich do UTMB. Zabraliśmy ze sobą z Polski mnóstwo prowiantu ze względu na sporą różnicę cen i konieczność zdrowego odżywiania. Łukasz śmiał się, mówiąc, że w całym Chamonix nie ma tyle makaronu i ryżu, co u nas w pokoju.

 

„D-day”
Noc była średnio przespana. Coś, na co czekałem cały rok, za kilka godzin miało nadejść – UTMB. Nowe wyzwanie, nieznany teren, wysokie góry. Podczas zapisów, organizator wymagał pewnej ilości niezbędnego ekwipunku. Na cztery dni przed biegiem zrezygnował z konieczności posiadania przez zawodników tzw. hot weather kit oraz bad weather kit – co świadczyło o tym, że warunki pogodowe do biegania w piątek 31.08 będą idealne. Natomiast po przebudzeniu, pogoda za oknem była nieco barowa. Rano około godziny 8 organizator przysłał sms-a, w którym zrezygnował ze wzniesienia Tete aux Vents (2100 m.n.pm.). Było to spowodowane śmiertelnym wypadkiem, który miał miejsce dzień przed biegiem na tym odcinku trasy.

Dzień zaczęliśmy od śniadania, na którym objadłem się jajecznicą z polskich jaj, od szczęśliwych kur. O godzinie 8:41 przyszedł sms z informacją: wiatr północny, zimne noce, odczuwalna temperatura 0 stopni. O godzinie 13:11 dotarł kolejny sms: weather deterioration: bad weather until Saturday afternoon, very cold, windy, feels like -10 degrees C. Cold weather kit essential. Należało zatem zmodyfikować wyposażenie plecaka. W moim przypadku polegało to na tym, że zrezygnowałem z aparatu fotograficznego, który pożyczył mi Marcin Woźniak – tak na wypadek uszkodzenia. Tak czy siak niósłbym w plecaku ciepłą odzież, gdyż wolę być zawsze przygotowany na każdą ewentualność. Kinga zawsze śmieje się z przeładowania mojego plecaka, mówiąc, że wszystko w nim znajdę. Plecak z ekwipunkiem ważył około 5 kg. W domu panowała atmosfera iście biegowa.

Pakowałem plecak oraz przepak, sprawdzając przy tym czy wszystko jest na swoim miejscu, Kinga pomagała mi i ogarniała facebooka, by móc prowadzić relację na żywo z biegu. Magda natomiast, ogarniała sprzęt fotograficzny do pracy – otrzymała akredytację na wykonywanie zdjęć podczas UTMB. Po godzinie 14 udaliśmy się do Chamonix by zdeponować przepak. Czuć było atmosferę biegową oraz… złą pogodę ? Deszcz padał coraz mocniej, a ciemne chmury spowijały ogromne masywy górskie otaczające alpejski kurort Chamonix. Kiedy wróciliśmy do domu zjedliśmy obiad – w tym przypadku ryż z cynamonem. Chwilę po tym położyłem się na godzinną drzemkę, by móc wyjechać do Chamonix na start o godzinie 17. Ciężko było mówić o drzemce, kiedy deszcz zacinał o szyby, a ekscytacja godziną „W” podnosiła ciśnienie na tyle by uniemożliwić sen.

Cóż, no to w drogę do Chamonix na start O 17:15 dotarł kolejny sms od organizatora, informujący o rezygnacji z kolejnego wzniesienia na trasie – tym razem nie wiem dlaczego. Z racji problemów z odcięciem „paliwa” na poprzednich biegach, polecono mi bym zabrał ze sobą cztery żele (bardzo bio i eko żele – szczęście w nieszczęściu). Zagryzłem zęby i zapakowałem je do plecaka na wypadek gdyby miała powtórzyć się nieprzyjemna sytuacja. Żeby dotrzeć do startu trzeba było przedrzeć się przez gąszcz ludzi. Na kilometr od startu było słychać muzykę idealnie dobraną, by rozgrzać oczekujących na start zawodników: Gotye, Avici, itd. Około 500 m przed startem musiałem rozstać się z Kingą, Agatą i Łukaszem, którzy mocno mnie dopingowali.

Organizacja biegu była fantastyczna – wszystko dopięte na ostatni guzik. Nieodpowiednie osoby nie mogły przedostać się do strefy zawodników, a na ulicy, prócz typowej policji było mnóstwo żandarmerii wojskowej. Niestety, z racji tego, że dotarłem na linię startu na około pół godziny przed rozpoczęciem biegu, znalazłem się na końcu stawki. Deszcz na szczęście trochę zelżał na starcie, także nie było wielkiej tragedii, jak również, nam zawodnikom, znajdującym się w ścisku było z tego względu dość ciepło, pomimo iż temperatura nie przekraczała 10 stopni Celsjusza.Wreszcie wybiła godzina 17:50 – puszczono oficjalny hymn UTMB. Ciary, ciary, u każdego zawodnika ciary! Niesamowite przeżycie słyszeć na takim biegu Vangelis – Conqest of paradise.

Paweł Milczarek

Dalszy ciąg zmagań na trasie UTMB jutro w kolejnym odcinku.


Bieg dedykuję Kindze.

Dziękuję Sponsorom: Woz-Trans Logistics (Sponsor główny), Tim-Bhp, Starostwu Powiatowemu w Pleszewie, Miastu i Gminie Dobrzyca, Płomyk, Bankowi Spółdzielczemu w Jarocinie, Spomasz, Almas.  Dziękuję za wsparcie Komendzie Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Pleszewie.

Podziękowania dla Pani Doroty Łubniewskiej, mł. bryg. Waldemara Barańskiego, bryg. Tomasza Wiśniewskiego, st. kpt. Rolanda Egierta, Przemysława Walewskiego, Marka Szewczyka, jak również Załogi KP PSP w Pleszewie oraz każdego, kto przyczynił się choćby w małym stopniu do mojego małego sukcesu.