Młodsi biegacze nie wiedzą kim byli nestorzy wielkopolskiego biegania: Zofia i Henryk Braunowie. Popularny „Heniu” do dzisiaj jest ikoną biegaczy. Zodiakalny Baran. Urodził się 31 marca 1912 r. „Jestem uparty! Nawet jak mnie torturowało gestapo, nie załamywałem się. Jeden raz i jest po tobie. Tego nauczył mnie sport”, mówił nestor polskich biegaczy. Publikujemy ostatni reportaż o „Heniu”, opublikowany za jego życia, autorstwa Przemka Walewskiego, który ukazał się w Runner’s World.
Swoją przygodę z bieganiem zaczął przed II wojną światową. W 1920 r., po śmierci ojca, matka postanowiła wrócić do Polski z Berlina. Miał 12 lat, jak zaczął trenować w „Sokole”. Cztery lata później trafił do poznańskiej „Warty”. W latach 1929-1939 rywalizował z najlepszymi wówczas biegaczami: Januszem Kusocińskim, Józefem Nojim, Stanisławem Petkiewiczem.
Nielegalnie przed metą
Miałem 16 lat, jak wystartował w pierwszym biegu. Nielegalnie – przyznaje Heniu, który zawsze był na bakier z przepisami. Robił to, co chciał, ale zawsze z klasą – Bałem się jednak dobiec do mety, choć wyprzedziłem wielu starszych zawodników. Potem mnie szukali, ale dałem nogę. Jako młodzieżowiec rywalizował z biegaczami z krajowej czołówki. Wtedy w nagrodę dostawało się oranżadę. Heniu to skromny chłopak. Pokazuje przedwojenne zdjęcie w kapeluszu i na scenie, ale nie wspomina, że był aktorem. Pracował wtedy w Zakładach im. Hipolita Cegielskiego. Powstał tam zespół teatralny. To ja! To były czasy – śmieje się Heniu. – Lubiłem zawsze życie. Zastartował razem z Kusocińskim, Nojim i Szwarcem. „Kusy”i Noji nie lubili się.
Gdy mogli, to z sobą nie rywalizowali. Nie wiem, co było pomiędzy nimi, ale widać było, że się nie cierpią. Sport, bieganie to było jego życie. Startował w wielu biegach. „Warta” była wtedy jednym z czołowych klubów w Polsce. Wtedy nie było biegów z udziałem amatorów, jak dzisiaj. Trzeba było należeć do profesjonalnego klubu. Heniu miał warunki fizyczne. Jestem typowym „długasem” – recenzuje siebie Heniu. – Nigdy nie próbowałem sił w sprincie, bo wiedziałem, że moim przeznaczeniem są długie dystanse. Oczywiście, przed wojną, nie mówiło się o maratonie.
Na baczność w gestapowskiej celi
W czasie okupacji hitlerowskiej na początku biegał. Wspomina jeden z treningów na swoje Dębinie. Wieczorem wyszedłem na trening. Na jednym z mostków zauważyłem żandarma na koniu. Zagadał do mnie po niemiecku, czy jestem Niemcem. Udałem, że nie słyszę. Biegłem, jak najszybciej do chaty. Czułem zimny pot na plecach. Po pewnym czasie zobaczyłem dwóch innych żandarmów.
Zamarłem! Pomyślałem, że to koniec. Zaraz zaczną strzelać, bo nasłał ich ten na koniu. Zapytali, jak się biega. Odpowiedziałem, że dobrze. Po tym treningu, miałem dosyć. Zrozumiałem, że w czasie okupacji ten, kto biega, traktowany jest jako ten, który ucieka.
Na następny trening poczekałem do końca wojny. Tym bardziej, że wkrótce trafiłem na gestapo. We wrześniu 1943 r. z biura w Deutsche Waffen und Muntionwerke wyciągnęło go dwóch gestapowców.
Nie wiedziałem o co chodzi – dziś Braun wzrusza ramionami, ale wówczas, był śmiertelnie przerażony. Wiedział, co to gestapo. – Pomagałem Żydom, szmuglowałem dla nich żywność, gdy budowali wał ochronny nad Wartą. Pytali jednak o jakieś nazwisko. Odpowiedziałem, że takich nazwisk jest wiele i nie wiem o kogo chodzi. Po przesłuchaniu na gestapo trafił do Fortu VII. Spał na baczność w celi, gdzie mogło pomieścić się 50 więźniów. Ich była ponad setka. Wytrwałem dlatego, że byłem sportowcem – jest przekonany Henryk Braun. – Miałem siłę fizyczną i psychiczną. Nie poddawałem się. Wiedziałem, że jeśli choć raz pęknę, to będzie koniec. Tego nauczyło mnie bieganie. Po głowach więźniom biegały szczury, a w zupie można było w myszy. Potem zawodnik „Warty” trafił do obozu w Żabikowie. To było po alianckim nalocie. Braun traktowany był jako więzień niebezpieczny. Trafił do celi z politycznymi, w której było wielu kapusiów. Potem trafił do Inowrocławia. Wreszcie w lipcu 1944 r. zwolniono go. Myślałem, że śnię. Nie wiedziałem, co się dzieje. Jakbym z piekła trafił znowu do świata żywych.
Wolność do biegania
Po wojnie zaczął biegać. Nawet we Wrocławiu, gdzie trafił jako specjalista do odzyskania mienia. Każdy trening był zaplanowany. Wiedziałem, co robić. Wiedziałem, że ważna jest rozgrzewka i rozbieganie.
Pamiętaj, kilometry wykręcone zimą, to jak pieniądze w portfelu. Zawsze masz, co wyciągnąć! Z rodzinnej Dębiny na długie treningi wyjeżdżał…pociągiem. Kupowałem bilet, w jedną stronę do Czempinia i wracałem stamtąd biegiem.
Miał na liczniku co najmniej 30 kilometrów. Biegacz musi poznać, co o wiatr, mróz, deszcz. To tenis na hali!
Prekursor polskich weteranów
Pierwszy maraton przebiegł w Berlinie Wschodnim, w latach 80-tych. Ma na swoim koncie 80 maratonów. Rekord życiowy: 3:11.00. Na innych dystansach startował prawie dwa tysiące razy. Jako jeden z pierwszych biegaczy z Polski startował w Mistrzostwach Świata Weteranów (25 km)mw Karlowych Varach w 1971 r. – Pamiętam wielu zawodników z Japonii. Dla nie to był szok. Nigdy wcześniej z nimi się nie ścigałem. Pamiętam, że biegli w białych rękawiczkach, choć słońce było prawie w zenicie. Z jednym z nich ścigałem się przez cały dystans. Był lepszy ode mnie, ale po biegu podszedł do mnie, ze swoim menadżerem, i upewniwszy się, że jestem Polakiem, zaproponował udział w maratonie w Japonii. Niestety, start nie doszedł do skutku, choć Japończycy pokrywali koszty. W Polsce to jednak były inne czasy. Uczył organizatorów biegów, co to kategorie biegowe. Propagował imprezy dla weteranów. Nadal funduje nagrody w Mistrzostwach Polski Weteranów w Murowanej Goślinie. Bez Henia i jego żony trudno wyobrazić sobie ten bieg.
100 lat to za mało!
Po wojnie zaczął na nowo biegać. Jako 40 -latek zdobywał punkty dla „Warty” w ligowych rozgrywkach. My, weterani, byliśmy lepsi niż młodzi – stwierdza z dumą „Heniu”. Biegi „Wiek Henryka Brauna”, rozgrywane są Poznaniu na wiosnę. Data urodzin przypada na 31 marca. Po biegu Braunowie zapraszają wszystkich na skromną imprezę. Heniowi od lat nie śpiewa się „100 lat”, bo to nie wypada. Przecież nikt, nie będzie życzył ikonie polskich biegów tak krótkiego życia! Pamiętam Henia, odkąd zacząłem biegać.
Był na każdym biegu! – opowiada Marian Kapitańczyk, który jest znany gawędziarzem w biegowej branży. – To jego życie. Do dziś pojawia się, jako gość na wielu biegach. Zawsze Henryk Braun jest na kilku ważnych imprezach: na maratonach w Dębnie (jest honorowym obywatelem tego miasta), w Poznaniu, na „dziesiątce” w Kołaczkowie.
Jest honorowym członkiem Klubu Maratończyka „Malta Poznań”. Puchary. Medale, dyplomy zdobią wszystkie ściany niewielkiego mieszkania. Zofia Braun jest o 17 lat młodsza od męża. Zaczęła biegać, jak skończyła 60 lat. Wcześniej powiedziałam sobie, że muszę pomagać Heniowi, ale bieganie zawsze mnie ciągnęło – mówiła mi 10 lat temu. – No, przyznam, że to Heniu mnie zdopingował do biegania. Od trzech lat Zofia jest po wylewie. Heniu opiekuję się żoną. Jestem teraz także kucharzem – mówi z dumą. – Trzeba sobie radzić, a nie rozpaczać. Mąż przyznaje się do „spisku”, który sprokurował, by małżonkę wciągnąć do biegania. Wyciągałem ją na treningi. Mówiłem, że ma przebiec 20 minut, a biegła pół godziny.
Z czasem, jako młodsza ode mnie, wygrywała ze mną. Koledzy śmiali się ze mnie, ale jak byłem dumny, Jako trener i mąż. No i ten spiskowiec – jak zawsze żartobliwie opowiada Heniek. Teraz też uciekam, bo gonią mnie dębowe dechy – śmieje się „Heniu”. – Teraz jestem kucharzem. Muszę dbać o Zofię i siebie.
A co, kawy nie potrafię zrobić? Dzisiaj „Heniu” nadal lubi przewietrzyć się, choć wiek nie pozwala mu na klasyczne bieganie. Nestor polskich biegaczy wie, czemu zawdzięcza swoją prawie 100-letnią kondycję. Kto biega całe życie, ten się czuje znakomicie – śmieje się Heniek, demonstrując żwawą przebieżkę na ulicy Łozowej na poznańskim Dębcu, gdzie mieszka od 1946 roku. – Bieganie jest moim życiem.Ponad 8-krotnie okrążył kulę ziemską …
Przemysław Walewski
(Reportaż ukazał się na łamach Runner’s World w 2009 r. Był to ostatni reportaż o „Heniu”)
Fot. cover Jacek Heliasz (Runner’s World), heliasz.com (Zdjęcie zrobiono na krótko przed śmiercią podczas pisania tego reportażu).