„Najważniejsze zdają się wiara i chęć osiągnięcia celu. Bez tego nie ma szans na wielkie sukcesy.” Haile Gebrselassie doskonale wiedział o czym mówi. Ponad sto razy łamał rozmaite rekordy świata i nigdy nie odpuszczał, gdy nie udawało mu się za pierwszym, drugim razem.
Zawsze wygrywał w znakomitym stylu, stosując się do zasad fair play. Opowiadał mi o przyjaźni ze swoim wielkim rywalem Kenijczykiem Paulem Tergatem. Gdy Haile ustanawiał kolejny rekord, to było pewne, że pierwszy telefon z gratulacjami będzie pochodził od Paula. Ten rewanżował się wkrótce „cesarzowi”. W sporcie nie ma miejsca na przepychanki. Te są dozwolone, w ramach zasad, tylko w rugby i futbolu amerykańskim. To tak półżartem.
Fair play nie odnosi się tylko do wielkich mistrzów i rywalizacji toczonych na olimpijskich arenach. We współczesnym świecie areną, na której można pogratulować zwycięstwa, osiągnięcia kolejnego celu są social media. Tutaj, niestety, bardzo często panuje „prawo dżungli”. Co druga osoba, mająca profilowe zdjęcie w stroju biegacza, pręży się niczym król lew. Istnieje różnica pomiędzy dzieleniem się sukcesem, a wykorzystywaniem go do rozpychania się po rozmaitych rankingach i plebiscytach.
Killian Jornet, mistrz świata w skyrunningu i ultramaratończyk, często powtarza, że: ”Wygrana nie oznacza zakończenia wyścigu na pierwszym miejscu. Nie oznacza zwyciężenia pozostałych. Wygrana to pokonanie siebie samego, własnego ciała, ograniczeń, obaw. Wygrana oznacza zmianę.” Nie trzeba dodawać, że zmianę na lepsze.
Być fair, to wystarczy często „zalajkować” przez podniesienie ręki na trasie biegowej innego biegacza. Może to go zdopinguje do dalszych treningów, poczuje się częścią „biegowej rodziny”?
Wiara i chęć osiągnięcia celu towarzyszy każdemu, nawet – czy przede wszystkim – temu, który stawia pierwsze kroki na biegowej trasie. To także walka, którą każdy maratończyk toczy sam z sobą. Sami ustalamy sobie cele, a definicja sukcesu jest inna dla każdego biegacza. Dla wielu jest to ukończenie maratonu, dla innego zrzucenie zbędnego balastu kilogramów i odnalezienie nowej, zdrowej drogi życia. Spotkanie na drodze do celu ludzi, których przyjaźń będzie więcej warta niż sam cel. Warto pamiętać starożytne zalecenie, by nie iść po trupach, a ramię w ramie.
Trzeba tu nie tylko postanowienia, ale przede wszystkim wytrwałości. Bieganie musi się stać tak naturalne jak oddychanie czy jedzenie. Wtedy staje się prawdziwą przyjemnością. To przekłada się na wszystkie sfery życia, porządkuje relacje w rodzinie i pracy.
Mahatma Gandhi przypominał: „ W życiu jest coś więcej do zrobienia niż tylko zwiększyć jego tempo”. Paradoksalnie bieganie pozwala nam wyhamować tam, gdzie nie należy się spieszyć. Radość życia można sobie wybiegać.
Przemek Walewski